QPR vs Everton – 1:1 – Widoczna poprawa.

Spotkanie z Evertonem zakończyło się podziałem punktów. Jednak w końcu zobaczyliśmy taki zespół jaki powienien walczyć o punkty już w poprzednich spotkaniach, aż ciężko uwieżyć, że na tyle stworzonych sytuacji tylko Zamora zdołał pokonać Howarda. R’s z jednym oczkiem więcej aktualnie znajdują się na 16 pozycji w ligowej tabeli…

Pierwsza połowa przyniosła nam wiele emocji. Nie wiadomo czego mogliśmy się spodziewać po naszym zespole. Czy to już ten moment kiedy odrodzi się dobra forma? A może będziemy musieli jeszcze poczekać? Wygląda na to, że R’s powoli radzą sobie z kryzysem. Mecz stał na wyrównanym poziomie, a przecież nie graliśmy z ostatnią drużyną w lidze, a z 10 w tabeli i wciąż pnącym się w górę Evertonem. Częste ataki obu drużyn trzymały nas w napięciu przez okrągłe 45 minut. Drużyna z Liverpoolu jako pierwsza rozpoczęła natarcia, co po chwili poskutkowało groźnym strzałem w poprzeczkę bramki Kenny’ego. Rangersi następnie przejęli inicjatywe i rozgrywali dobre spotkanie często atakując na bramkę rywala. Wciąż, czekam na przełamanie się Wrighta-Phillipsa, anglik z wszystkich sił próbuje pomóc swoim kolegom z drużyny, wszystko jednak kończy się stratą. Miał on jedną dogodną sytuację ale niestety piłka minęła słupek bramki o centymety. W 31 minucie Adel Taarabt stracił piłkę na własnej połowie podczas dryblingu. Błąd pomocnika R’s szybko wykorzystał Drenthe, który pięknym strzałem pokonał golkipera QPR. Obawiałem się, że po stracie gola Everton zdominuje grę. Jednak szybkie wyrównanie po główce Zamory, przywróciło nadzieje na zdobycie punktów. Bobby przez pierwsze 45 minut zaprezentował się całkiem dobrze, nie tylko zapewnił nam wyrównanie ale także często pomagał pomocnikom w rozgrywaniu. Najbliżej drugiego trafienia dla QPR był Buzsaky. Otrzymał on idealne podanie od Zamory. Wystarczyło tylko dobrze dostawić nogę, i piłka wtoczyła by się do bramki z najbliższej odległości, zabrakło jednak trochę szczęścia i futbolówka odbiła się od słupka. Dodatkowo chwilę przed próbą Buzsakiego strzał oddał Taarabt, niestety z podobnym skutkiem.

W drugą połowę spotkania QPR weszło z jeszcze większym impetem. Częste ataki na bramkę Howarda z pewnością umacniały kibiców w wierze, że R’s trafią do bramki rywala po raz drugi. Everton wychodził z własnej połowy dość sporadycznie. Gospodarze wyglądali jak zupełnie inny zespół niż ten występujący w poprzednich kolejkach. Myślę ze szoleniowiec R’s ma się z czego cieszyć widząc swoich zawodników w takiej formie. Szkoda tylko, że w akcjach brakuje wykończenia. Pierwsza i jak się później okazało jedyna zmiana w zespole gospodarzy nastąpiła dopiero w 80 minucie. Taarabta zastąpił Jamie Mackie. Miałem nadzieję, że Mackie znowu wpisze się na listę strzelców, jak to zrobił wchodząc z ławki bodajże z Blackburn. QPR było zespołem przeważającym przez większą część spotkania, jednak zabrakło wykończenia akcji i zamiast cieszyć się z kompletu punktów na który Rangersi w pełni zasłużyli, muszą zaakceptować jedno, jednak dość ważne, oczko.

Miejmy nadzieję, że nie był to jednorazowy przebłysk, i w następnej kolejce R’s zagrają równie dobrze.

A za tydzień QPR wybiorze się na Reebok Stadium, aby zmierzyć się z Boltonem.

 QPR:
Kenny – Onuoha, Ferdinand, Hill, Traore – Derry, Barton, Wright-Phillips, Buzsaky – Taarabt (Mackie 80′), Zamora

Everton:
Howard – Hibbert, Heitinga, Distin, Baines – Drenthe (Osman 63′), Fellaini, Neville, Pienaar – Cahill (Jelavić 63′) – Stracqualursi (Coleman 89′)

Podziel się wpisem: